Nic nie pasuje do układanki, na pewno nie w tym miejscu. Tu nikt takich rzeczy nie robił, więc dlaczego w Lubaniu działy się takie rzeczy? W tym liczącym sobie 800 lat górnołużyckim miasteczku mieszkańcy praktykowali niezwykły rytuał, który niektórych może przerażać i szokować, innych intrygować. Miał charakter lokalny – obecnie nigdzie indziej w Polsce (poza pojedynczym przypadkiem z Nowogrodźca) nie odkryto podobnych praktyk. Wierzenie ludowe mieszkańców przed wiekami były naprawdę niezwykłe, dawnych mieszkańców Lubania zwłaszcza …
LUBAŃ
To teren ogromnej jednostki geograficznej w obrębie Sudetów – Pogórze Izerskie. Miasto znajduje się w odległości 45 km od Jeleniej Góry i nieco ponad 20 od Zgorzelca.
Nie wiemy o nich zbyt wiele, a jeśli już wiemy, to nie do końca jesteśmy w stanie je zrozumieć z perspektywy życia kilka wieków później, w zupełnie innym świecie. Te o których będzie mowa w tym artykule z pewnością można zaliczyć do grupy tych, które szokują, choć w rzeczywistości nie ma w nic przerażającego.
Strach oraz nadzieja jakie towarzyszyły porodom prze wiekami powodowały, że ludzie uciekali się do przeróżnych form zaklinania rzeczywistości na swoją korzyść – ściągania na siebie i swoje nowo przybyłe na świat potomstwo szczęścia oraz zdrowia. Znamy słowiańskie wierzenia mówiące o podrzutkach i podciepach czyli podmianie zdrowych i pięknych dzieci na szkaradne lub chore, których żywot niebawem miał się zakończyć. Dokonywać podmianek miały m. in. Rusałki, czy Mamuny (zwane również Dziwożonami, Czarcichami czy Odmienicami), a w ostateczności mogły nawet porwać dziecko. Często narodziny upośledzonych dzieci było tłumaczone właśnie w ten sposób – to wina mamuny, bo „wśród ludzi dzieci mamuny źle się chowają i umierają szybko”. Aby zapewnić dziecku dobre życie zaraz po urodzeniu należało się wkupić w łaski Doli np. ofiarą w postaci wieczerzy. Bardzo ciekawym rytuałem było również wystawianie ofiary w postaci pełnych jedzenia nakryć dla tzw. kreatorek losu człowieka czyli Rodzanic. Miało to miejsce zaraz po narodzinach i zależało od tego jaki los zgotują one dla nowo narodzonego dziecka. Nazywano je czasami sudeniczkami (u Słowian południowych sud oznaczało sąd) co również określa ich możliwości sprawcze w kontekście czyjejś przyszłości), narecznicami a na Pomorzu kraśnikami. Po nadejścia chrześcijaństwa na te tereny obrzędowość uległa modyfikacjom a Rodzanice utraciły swój status, który zastąpiły Matka Boska czy „święte”.
Istniał również Poroniec czyli demon, który siał strach, nieszczęście, choroby i nieurodzaj wśród ludów zamieszkujących słowiańszczyznę. Mógł pojawić się gdy kobieta poroniła, celowo przerwała ciążę lub zabiła dziecko zaraz po urodzeniu. Aby się przed tym bytem uchronić należało złożyć „ofiarę zakładzinową” poprzez zakopanie pod progiem domu martwego płodu/niemowlęcia. Takie działanie mogło mieć również inne pożądane skutki – powołać do życia Kłobuka czyli „ducha” (demona) opiekuńczego domostwa i gospodarstwa (dobrego demona!).
Ale nie tylko u naszych dziadów-pradziadów narodziny były związane z bogatym rytualizmem, również w innych kulturach oraz u innych ludów można spotkać wiele obrzędów odprawianych tuż po narodzinach.
DAWNO TEMU W LUBANIU …
I tym sposobem przenieśliśmy się do Lubania.
Badania archeologiczne oraz liczne odkrycia mieszkańców miasta już od dwóch wieków mówią o „dziwnych” garnkach z tajemniczą zaschniętą jasną substancją na dnie, odnajdywanych w starych piwnicach (albo raczej pod piwnicami).
Do dziś odkryto ich ponad setkę!
Pochodzą z rożnych okresów chronologicznych, od przełomu XV i XVI wieku po nawet wiek XIX.
Są średniej jakości wykonana, często szkliwione od środka oraz poprzykrywane odwróconymi przykrywkami i dociśnięte kamieniami.
Jeszcze do niedawna uważano, że pełniły funkcję ofiar zakładzinowych czyli, że zawierały pokarmy tj. mleko czy miód, i składano je w piwnicach aby wkupić się w łaski duszków/demonów opiekuńczych domostw np. skrzatów (ubożętom) czy koboldów. Te drugie pochodzą z mitologii germańskiej ponieważ teoria o ofiarach zakładzinowych zrodziła się już u niemieckich badaczy, przed II wojną światową. Ceramiczne garnki z ówczesnego Lauban (niemiecka nazwa Lubania) oraz ich funkcja zyskały sporą popularność.
Ale dziś wiemy już, że tak nie było! Założenie głoszące, że naczynia ceramiczne zawierały ofiary zakładzinowe posiadała kilka słabych punktów. Przede wszystkim fakt, że często znajdywano ich wiele obok siebie. Nie pasowało również przedziurawienie wykonane w dnie naczyń (przecież uciekły by nim płynne pokarmy) a także brak odnajdywania pozostałości po potrawach np. kości czy ziaren zbóż.
Szalę przeważyły ostatnie badania, podczas których odnajdywano w piwnicach aż po kilkanaście naczyń (w jednej z piwnic aż 16, w innej 12). Tak wiele ofiar zakładzinowych w jednym miejscu nie miałoby sensu, były by przesadą. Dawniej twierdzono, że większa ilość „garnków” była ofiarowana np. przez nowych właścicieli domu, lub po kolejnych remontach czy przebudowach. Ale aż kilkanaście w jednym domu?
Poszukując odpowiedzi na pytanie o funkcję jaką pełniły lubańskie garnki natrafiono na prace niemieckiego archeologia Kurta Sartoriusa w kontekście podobnych naczyń odnajdywanych w miejscowości Bönnigheim, na zachodzie Niemiec.
Regionalista i archeolog zawarł w niej informacje o tzw pochówkach popłodowych, które były dokonywane przez mieszkańców miasta w celu uniknięcia niepożądanych konsekwencji narodzin u swoich dzieci – przede wszystkim podmieniania ich dziecka na podrzutka, którego mógł dokonać nawet i sam Diabeł.
Co ciekawe, gdy wysunął taką teorię środowisko naukowe było sceptyczne … aż do momentu, gdy jego teorię potwierdziły badania biochemiczne – w naczyniach rzeczywiście znajdowały się wysuszone pod wpływem setek lat szczątki popłodów (łożysko, pępowina, błony płodowe) gdyż znaleziono w nich estrogeny czyli hormony żeńskie występujące u kobiet w ciaży. Santorius dotarł podczas swoich poszukiwań do publikacji z 1904 roku w której opisano podejście dawnych ludzi do popłodu oraz rytuały, które były przez nich dokonywane.
POCHÓWKI POPŁODOWE
Brzmi to dość makabrycznie, ale to dlatego, że w naszej kulturze wytworzyło się wiele tematów tabu – często wstydzimy się własnej biologii, choć nie ma czego, nie powinniśmy, jesteś przecież zwierzętami jak inne gatunki.
Dawniej ludzie uważali, że popłód był duchowym „bratem bliźniakiem” narodzonego dziecka i trzeba było również o niego zadbać. W przeciwnym razie los wymierzy odpowiednią karę i dziecku groziłoby niebezpieczeństwo. Wierzono, że bracia podczas porodu zostają rozdzieleni – noworodek istniał w świecie fizycznym natomiast jego brat zostawał w świecie duchowym. Wierzyli również, że obaj bracia mają ze sobą kontakt w pierwszym etapie życia po narodzinach a tzw „anielski uśmiech” czyli uśmiechnięte niemowlęta to efekt zabaw pomiędzy braćmi. Gdy dziecko chorowało i otrzymywało specyfiki lecznicze (np. na bazie ziół), te same leki były składane w miejscu gdzie pochowano popłód.
Wspomniane otwory w dnach naczyń to „otwory duszne”, które spotykane były już w starożytności (m .in. w Starożytnym Egipcie). Wykonywano je po to aby po pochówku mogła nimi ulecieć dusza. Obecność otworów dusznych na naczyniach wykopanych pod Lubaniem tylko potwierdza słuszność koncepcji o pochowkach popłodowych.
Pochówku popłodu należało dokonać w miejscu gdzie nie dociera światło słoneczne, bo w przeciwnym razie może zauważyć to Diabeł i dziecku groziło niebezpieczeństwo. Stąd pochówki te miały miejsce pod piwnicami.
Co ciekawe, w kontekście skromnej wiedzy jaką posiadamy obecnie na ten temat, nie były to obrzędy ludności niechrześcijańskiej a pochówków popłodowych dokonywano na zalecenie pastorów, którzy przestrzegali przed konsekwencjami ludność. Takie informacje wyczytać można w dawnych kazaniach.
Nie sposób nie uznać tych wierzeń za niezwykłe!
SKĄD TAKIE WIERZENIA WE WCZESNONOWOŻYTNYM LUBANIU?
Pewności mieć nie można!
Takie pochówki nie występuje w tym regionie nigdzie indziej więc najprawdopodobniej zostały tu sprowadzone z odległych stron. Archeologowie z Lubania sugerują, że wierzenia te zastały tu zawleczone przez pastorów, którzy dawniej zmieniali gminę świadczonej przez siebie posługi. Sam rytuał jest w ogóle rzadki i występuje tylko w kilku miejscach, oprócz górnołużyckiego Lubania m.in. również w Bawarii.
Być może są to wierzenia Serbów Łużyckich (Serbołużyczan, Łużyczan), którzy zamieszkiwali te tereny w przeszłości. Pierwsza nazwa miasta Lubania jest nazwą wywodzącą się z języka serbołużyckiego i brzmiała „Luban”. Później została ona zgermanizowana na Lauban. Zgermanizowana! To bardzo ważne słowo, bo powszechnie uważa się, że owi Serbołużyczanie zniknęli z tych terenów i mieszkali tu już prawie sami Niemcy (co tyczy się prawie całego obszaru polskich Sudetów i większości Śląska). Warto jednak w tym miejscu dodać, że ludność słowiańska nie uciekła i nie przepadła w szerokim świecie (choć i takie przypadki były) ale rozpłynęła się w morzu osadników z niemieckojęzycznego kręgu kulturowego – czyli w dużym uproszczeniu została zgermanizowana. Warto zauważyć również, że spora część rodów rycerskich/arystokratycznych z okresu późnego średniowiecza zdaje się być niemieckimi ale w rzeczywistości jedynie posługiwali się językiem niemieckim a etnicznie były Serbołużyczanami czyli Słowianami – można tu wymienić takie rodu jak np. Pannewitz, Nostritz, Rabenau. Jeśli przyjrzymy się współczesnym końcówkom nazwisk chorwackich czy serbskich to dostrzeżemy, że większość z nich kończy się na „-ić” (np. Serb Novak Djoković czy Chorwat Luka Modrić). Zauważmy, że ogromna ilość rodów na Śląsku, Łużycach oraz w ich sąsiedztwie posiadała końcówkę – „itz” (np. von Zedlitz, Kittlitz, Czettritz, Seidlitz). Może to wskazywać na słowiański (np. serbołużycki) rodowód. W ogóle kwestia historycznej przynależności narodowej ludności na tych terenach to trudny temat i zdaje się, że istnienie narodów (sztucznych tworów administracyjnych) zdecydowanie nie oddawało nigdy przynależności etnicznej.
W żadnej innej łużyckiej, śląskiej czy sudeckiej miejscowości nie spotkano się dotychczas z tym zjawiskiem w takiej skali. Pojedynczy przypadek pochówku popłodowego miał jeszcze miejsce w Nowogrodźcu ale poza nim NIGDZIE W POLSCE nie odkryto śladów takiej obrzędowości!
Pochówkom popłodowym w Lubaniu poświęcona jest stała wystawa w Muzeum Regionalnym w Lubaniu, które mieści się w ratuszu. Właśnie z tego miejsca pochodzą fotografie zamieszczone w artykule.
Na koniec chciałbym podkreślić ogrom świetnej pracy badawczej pracownika Muzeum Regionalnego w Lubaniu Grzegorza Jaworskiego, dzięki któremu zagadka „glinianych naczyń” została rozwiązana i możemy się nią dziś ekscytować. Spora część artykułu powstała w oparciu o jego pracę! Gratuluję i dziękuję 🙂
Nie pozostaje zatem nic innego jak tylko odwiedzić Lubań! 🙂